Tradycyjne tureckie przysłowie mówi: „Kawa powinna być czarna jak piekło, mocna jak śmierć, słodka jak miłość”. Jak przystało na prekursorów w piciu
kawy,
Turcy stworzyli nieomal rytuał kawowy. To chyba jeden z niewielu krajów na świecie, w którym na poważnie celebruje się picie kawy.
Kawa turecka
Kawa w Turcji pojawiła się na początku XVI wieku. W 1517 roku osmański
gubernator Jemenu Özdemir Paşa postanowił zaprezentować sułtanowi Sulejmanowi Wspaniałemu niezwykle popularny w tym regionie wywar z ziaren kawy. Władca turecki był pod wielkim wrażeniem napoju i dał mu pieczęć królewskiej aprobaty. Według innej opowieści
kawę do Turcji wprowadzili w 1554 roku dwaj syryjscy mężczyźni – Hakam z Aleppo i Szams z Damaszku, gdy przenieśli się do Stambułu. Równocześnie otworzyli dwie kawiarnie w handlowej dzielnicy Tahtekale, na wzór podobnych, jemeńskich.
Turecka kawa
Z Turcji
do Europy turecka kawa dotarła po raz pierwszy w 1615 roku – do Wenecji. Następnie kupcy tureccy wyruszyli do pozostałych państw europejskich.
W Anglii pierwsza kawiarnia powstała w 1650 roku – założył ją osmański żyd Jakub. W roku 1657 sułtan Mehmet IV podarował w prezencie Ludwikowi XIV ziarna kawy. Dzięki temu pierwsza paryska kawiarnia powstała już w 1671 roku.
Z kawą i Turkami łączy się pewna opowieść, w której główną rolę gra nasz rodak Jerzy Kulczycki i Jan III Sobieski. Jak wiadomo król Jan III Sobieski w 1683 roku ocalił Wiedeń przed wojskami Imperium Osmańskiego. Jednak nie miałby co ocalać, gdyby nie Jerzy Kulczycki, który wraz ze swoim kompanem Jerzym Michałowiczem, w przebraniu żołnierza osmańskiego, przekradł się przez kordon wojsk tureckich do księcia lotaryńskiego Karola V Leopolda. Książę poinformował go o zbliżającej się odsieczy Jana III Sobieskiego. Dzielny ochotnik zaniósł z powrotem dobre wieści obleganym, co odwiodło ich od planowanej właśnie kapitulacji.
Po zwycięstwie Jana III Sobieskiego Jerzy Kulczycki został uznany przez wszystkich za bohatera. Polski król pozwolił mu wybrać jako nagrodę dowolną rzecz z obozu pokonanego nieprzyjaciela. Kulczycki, ku zdziwieniu wszystkich, zdecydował się wziąć 300 worków z „dziwnym ziarnem” – karmą dla wielbłądów, jak sądzono. Jednak Kulczycki wiedział co robi – w workach tych znajdowało się
zielone ziarno kawy. W efekcie, już rok później, otworzył pierwszą w Wiedniu – i jednej z pierwszych w Europie – kawiarnię, którą nazwał „Domem Pod Błękitną Butelką”.
Tygielek do kawy po turecku
Jak się przyrządza kawę po turecku? Oczywiście nie tak, jak popularną w Polsce „zalewajkę”, choć często mówimy na nią
kawa „po turecku”. W Turcji parzenie kawy to rytuał.
Używa się do tego tradycyjnego naczynia w kształcie tygielka – ibrik, miedzianego lub mosiężnego, zwężającego się ku górze dzbanka z długą rączką. Uważa się, że m.in. miedzianemu tygielkowi kawa po turecku zawdzięcza swoje wyjątkowe walory smakowe.
Kawa z tygielka
Do typowego
tygielka wsypujemy tyle kawy, aby wystarczyło na trzy filiżanki. Kawa powinna być średnio palona i
zmielona na proszek. Do naczynia dodajemy również dużą ilość cukru, wlewamy wodę i doprowadzamy do wrzenia na wolnym ogniu. Mieszamy delikatnie i gdy na powierzchni pojawi się pianka, zdejmujemy z ognia i znów mieszamy. Po chwili
cały proces powtarzamy. Dwa razy. Na końcu do naparu dodajemy łyżeczkę zimnej wody, aby przyspieszyć opadanie fusów. Nalewamy kawę do uprzednio podgrzanych filiżanek, nie zapominając o piance.
Dżezwa i kawa parzona po turecku
Na tygielek do kawy po turecku mówi się również
dżezwa. Nazwa ta popularna jest również poza Turcją – Bałkanach, Kaukazie i w Rosji i używana jest przeważnie przez ortodoksyjnych kawoszy, którzy przygotowują napar w nieco odmienny od podanego powyżej, sposób.
Dżezwę napełnia się wrzątkiem, sypie drobno zmieloną kawę i dodaje cukier. Następnie stawia na wolnym ogniu i czeka, aż napar podniesie się do brzegu naczynia. W tym momencie z boku, spod utworzonej grubej warstwy piany, powinna ujść niewielka ilość pary. Wtedy
dżezwę zdejmuje się z ognia i czeka, aż piana opadnie. Proces ten powtarza się trzy razy.
Kawę z dżezwy nalewa się do malutkich filiżanek, bez odcedzania. Umiejętnie zrobiona kawa również w filiżankach powinna być pokryta grubą warstwą piany.
Pamiętajmy, że
jako pierwszą kawą po turecku częstuje się najstarszą i najbardziej poważaną osobę wśród zebranych. Pod żadnym pozorem
nie nalewamy kawy do filiżanek do pełna – jest to oznaka niechęci. Napełniamy je do połowy i pijemy delikatnie chuchając.
Kawa po turecku
Ciekawostka –
kawa po turecku była dawniej nieodłącznym elementem tradycyjnych zaręczyn. Kandydatka na żonę podawała swojemu przyszłemu mężowi mocno posoloną kawę – tak słoną, jak łzy wylewane przez niego po ślubie.
Jeśli wybranek wypił ją bez grymasu na twarzy oznaczało to, że będzie dobrym, wesoły, szanującym żonę, mężem.
Tureccy mężowie w małżeństwie nie mieli lekko. Poza tym, że musieli znosić z uśmiechem fochy swych pięknych żon, to mieli obowiązek zapewnić im kawę na każde zawołanie. W innym przypadku prawo pozwalało kobietom żądać natychmiastowego rozwodu.